Stało się. Po ponad 5 latach ponownie powitała mnie Japonia, która od zawsze zajmowała szczególne miejsce w moim sercu. Trochę egzotyka, bo jednak prawie drugi koniec świata, ale nie do końca, bo cywilizacja, miasta i ludzie podobni do nas. Japonia marzyła mi się od podstawówki i nie mogłam ukryć swojego zadowolenia, kiedy w 2013 roku dostałam możliwość wyjazdu do Tokio na konferencję. Już wtedy Kraj Kwitnącej Wiśni mnie oczarował, ale ograniczone możliwości zwiedzania i napięty harmonogram sprawiły, że po powrocie czułam duży niedosyt. “Muszę tam wrócić” – ta myśl regularnie nawiedzała moją głowę i w końcu wpłynęła na wybór miejsca majówkowej podróży.
Po prawie 12 godzinach lotu z Paryża wysiedliśmy z samolotu linii Airfrance, by stawić czoło kolejnym przygodom, a przy okazji zweryfikować moje osobiste odczucie dotyczące Kraju Kwitnącej Wiśni. Jeśli już o kwitnącej wiśni mowa, to widowisko skończyło się tydzień przed naszym przylotem. No cóż, czasem trzeba wybierać między dłuższym urlopem w czasie majówki a zdjęciami na Instagrama w różowych kwiatach. Zarezerwowaliśmy bilety na 29 kwietnia i dopiero po dokonaniu transakcji zdaliśmy sobie sprawę, że będzie nam pisane podróżowanie po kraju w czasie najdłuższych lokalnych wakacji w roku. Owe wakacje to Golden Week, który trwał w 2019 wyjątkowo aż 10 dni. Tłum, ścisk i problemy z poruszaniem się po mieście — z taką wizją wysiadałam tego dnia z samolotu, szykując się na ogólnie panujący chaos.
Jakże moje wyobrażenia były odległe od rzeczywistości! Pierwszy dowodem na powszechnie panujący porządek i spokój było niespodziewane odnalezienie zgubionej na lotnisku kurtki, która w ciągu 10 minut została nie tylko oddana do punktu lost and found, ale także pięknie poskładana i pozapinana. Aż zwątpiliśmy, czy to nasza, porównując do zwiniętego kawałku materiału, który przeleżał pół doby w luku samolotu pod torbami.
Karta SIM
Po odebraniu bagażu udaliśmy się czym prędzej do sklepu BIC Camara, znajdującego się jeszcze na terenie lotniska. Naszym celem było, zwyczajem uzależnionego od internetu człowieka XXI wieku, kupienie karty SIM. Za 2500 jenów (ok. 90 zł) nabyliśmy kartę na 30 dni, która spokojnie wystarczyła do końca mającego trwać 10 dni wyjazdu. Kartę trzeba było zarejestrować, ale zrobiliśmy to bez większego problemu przy wykorzystaniu lotniskowego WiFi.
JR Pass
Następnym punktem programu był odbiór JR Pass – nielimitowanego biletu na pociągi firmy JR Lines, w naszym przypadku na 7 dni. Zastaliśmy sporych rozmiarów kolejkę, która poruszała się na szczęście sprawnie. Co więcej, pracownik punktu każdemu stojącemu w kolejce przynosił podkładkę z formularzem do wypełnienia, co znacznie przyspieszało sam proces obsługi przy okienku. Nie wspominając już nawet o znakach przy linkach wyznaczających bieg kolejki, które informowały o prognozowanych czasie oczekiwania.
Suica
Na lotnisku pozostał nam do odhaczenia ostatni punkt z listy. Zaraz obok punktu JR Lines znaleźliśmy automat, w którym nabyliśmy Suica – kartę do doładowywania, która umożliwia podróżowanie komunikacją miejską na terenie Japonii. Doładowaliśmy ją za około 2000 jenów i ruszyliśmy na stację, z której miał odjeżdżać pociąg do Otsuka – dzielnicy Tokio, w której się zatrzymaliśmy.
Na jego przyjazd czekaliśmy nie dłużej niż 2 minuty. Z pomocą Google Maps, które w Japonii sprawdzają się świetnie, wyznaczyliśmy trasę dojazdu do naszej miejscówki z Airbnb. Pociąg był szybki, czysty i przede wszystkim pusty, mimo godziny 16.00. Podobnie było na kolejnych przystankach. Również na stacji Shinagawa, na której czekała nas przesiadka na lokalną linię Yamanote, ilość ludzi była zdecydowanie mniejsza niż we wrocławskiej komunikacji miejskiej. Japonia powitała nas naprawdę przyjemnie.
Otsuka
40 minut później wysiedliśmy na stacji Otsuka. Garstka ludzi, okoliczne sklepy praktycznie puste. Podobnie z przytulnymi restauracjami ukrytymi w bocznych uliczkach. Jeśli to ma być ta zatłoczona Japonia, gdzie koleje zatrudniają specjalnych upychaczy ludzi, to naprawdę nie ma na co narzekać.
Zakwaterowaliśmy się w pokoju znalezionym przez Airbnb i wyruszyliśmy na poszukiwania jedzenia. Łatwo nie było, bo dzielnica do turystycznych nie należy. Widząc menu napisane po japońsku, nie wiedzieliśmy nawet czego się spodziewać we wnętrzu lokalu. W końcu wybór padł na piętro restauracyjne znajdujące się nad stacją kolejową Otsuka. Przy pomocy Google Translatora udało nam się zidentyfikować na liście dań kurczaka. Ja zdecydowałam się na ramen, czyli danie, którego smak towarzyszył mi przez większą część wyjazdu.
Najedzeni, wróciliśmy spacerem do miejsca zakwaterowania. Padał właśnie delikatny, ciepły deszcz, więc szliśmy pod parasolem, podziwiając puste ulice. Odbijające się w nich neony oraz szyldy z japońskimi znakami przykuwały uwagę. Lokalny sprzedawca zachęcał do kupienia gotowego sushi na wynos.
Było pusto, spokojnie. Było dobrze.
Japonia- garść praktycznych informacji
- Przy zakupie karty Suica, która umożliwia podróżowanie komunikacją miejską na terenie wielu japońskich miast, płaci się 500 jenów kaucji. Jeśli zaznaczycie w automacie doładowanie karty na 2000 jenów, 500 odliczy Wam na kaucję, a reszta będzie liczona jako doładowanie.
- Bilet JR Pass na 7 dni kosztował nas około 1050 zł. Nabyliśmy go w biurze firmy LOT (Piłsudskiego 36 we Wrocławiu). Bilety należy zamawiać z wyprzedzeniem, gdyż czeka się na nie do 2 tygodni, a ważne są 3 miesiące od kupienia.
- Żeby dojechać z lotniska Haneda do stacji Shinagawa, skorzystaliśmy z linii Keikyu Line, a przejazd kosztował nas 410 jenów. Shinagawa to stacja, na której można przesiąść się na komunikację miejską zmierzającą w różne części Tokio. Aby wejść na stację kolejową na lotnisku, nie trzeba wychodzić z budynku. Bramki znajdują się nieopodal punktu obsługi JR Pass oraz automatów do doładowania kart przedpłaconych.
- Jeśli szukacie spokojnego miejsca do spania w Tokio, polecam dzielnicę Otsuka. Znajduje się około 15 minut pociągiem od centrum i stanowi miłą odmianę dla głośnych turystycznych dzielnic jak Shibuya czy Shinjuku.
- Z mojej podróży do Japonii w 2013 roku powstał jeden wpis, na temat restauracji z okonomiyaki. Możecie go przeczytać TUTAJ.