Stuknęło nam właśnie 1,5 h stania w korku. Samochód toczy się leniwie, pokonując kolejne wzniesienia i zakręty. A miało być tak pięknie! W końcu od Monako dzieliło nas jedynie 40 km. Mijają kolejne minuty, a cierpliwość kierowcy spada do niebezpiecznie niskiego poziomu. Przejeżdżamy przez granicę włosko-francuską i nagle ono, małe miasteczko Menton otoczone wysokimi wzgórzami. Nie mam pojęcia dlaczego, ale w tym momencie miałam w głowie tylko jedną myśl: “Nawet jeśli o francuskim nie mam pojęcia, to tutaj mogłabym zamieszkać”.
Owe miasteczko, było jednym z pierwszych napotkanych we Francji na trasie z Sanremo. Zatrzymaliśmy się w nim w drodze powrotnej w Monako, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, a życie towarzyskie dopiero rozkwitało.
Na pierwszy rzut oka Menton wydawało się różnić od typowych włoskich miasteczek, jakie miałam okazję obserwować w ciągu ostatnich dni. Menton było dużo czystsze, a brak korków przyjemnie cieszył po długich godzinach spędzonych na staniu wśród włoskich aut i skuterów.

Wystarczyło jednak wysiąść z samochodu, a przez typowy francuski porządek zaczęły przebijać włoskie akcenty. W wąskich uliczkach ukazywały się kolejno pizzerie (i to pełne ludzi!), lodziarnie z włoskimi smakołykami nakładanymi łopatką czy witryny oferujące znane mi z północy Włoch Limoncello.

Przyjeżdżając do Menton nie możemy liczyć na długie pasaże handlowe ze sklepami znanych marek. Życie tutaj nie jest ustawione pod kolejne wycieczki, a wąskie uliczki odchodzące od głównego deptaku pokażą nam normalne życie mieszkańców Menton.

Na głównym deptaku, ciągnącym się aż do portu, znajdziemy liczne sklepiki ze słodkimi rarytasami, które gorąco polecam odwiedzić! Ślinka cieknie na sam widok kolorowych makaroników, wielosmakowych czekolad czy pralinek :)



Co ciekawe, w Menton możemy zauważyć liczne cytrusowe akcenty, gdyż miasto znane jest z dorocznego Święta Cytryny. W przydrożnych sklepikach spróbować można cytrynowego miodu, kupić cytrynową marmoladę czy wypić mrożoną lemoniadę, którą zdecydowanie polecam!


Choć w moim przypadku miasteczko było jedynie przystankiem podczas dłuższej trasy, gorąco polecam zatrzymać się w tym miejscu na dłużej. Bo czasami jedyne, czego człowiek naprawdę potrzebuje, to zagubienie wśród wąskich uliczek, obserwowanie powiewającego na wietrze prania i garść lokalnych smakołyków :)
