W tym roku postanawiasz coś zmienić. Koniec z deszczowymi wakacjami nad Bałtykiem, koniec z kolorowymi parawanami na plaży w Stogach i pijanymi mieszkańcami Poznania, których krzyki na plaży bynajmniej nie uatrakcyjniają wschodu słońca. W tym roku podejmujesz męską decyzję, wreszcie chcesz odważyć się na nieznane i zapuścić w obce rejony świata. Swoje kroki kierujesz oczywiście do popularnego biura podróży, gdzie od samego progu zaatakowany zostajesz serią ofert wyjazdów do krajów, o których może nawet nigdy nie słyszałeś. Urocza blondynka z obsługi biura poleca Ci świetny hotel: 5 gwiazdek, drinki w basenie, co wieczór lokalne show, a jeśli dopłacisz, to nawet specjalne kapcie, które zostaną Ci dostarczone po wyjściu z wody. Myślisz sobie: „Spełnienie marzeń!”, a atrakcyjna cena tylko zachęca do podpisania umowy i wykonania przelewu.

W końcu nadchodzi ten upragniony i wyczekiwany dzień wyjazdu. Z wielgachną walizą pełną nowych ciuchów (jedziesz w końcu do eleganckiego hotelu, nie będziesz chodził w byle czym!) zjawiasz się na lotnisku. Od samego wejścia uruchamia Ci się myślenie typowego Polaka: „Jak oni mogli mi zająć wszystkie wolne ławki?! Ja płacę tyle kasy za wyjazd, a nie mam nawet gdzie usiąść!” przerywane kilkoma narodowymi przekleństwami. Po jednoznacznym wyrażeniu swojej opinii (oczywiście tak, aby wszyscy siedzący wyraźnie Cię usłyszeli), stwierdzasz, że z burakami się nie zadajesz i idziesz do kawiarni kupić herbatę za 15 zł.

Wreszcie zapowiadają Twój samolot. Ucieszony biegniesz do bramki i tu lecą kolejne przekleństwa, bo  oczywiście kolejka, bo ten gość na pewno się przed Ciebie wepchnął i generalnie wszyscy są przeciwko Tobie. Po kilkudziesięciu minutach czekania (i nie mniejszej ilości wyrazów niezadowolenia) wsiadasz do samolotu, licząc na pięciogwiazdkowy serwis, dania jak z Master Chefa i zestaw najdroższych alkoholi. A tu co? Kanapka w plastiku, która, gdyby przypadkiem wypadła z samolotu, zapewne na ziemi smakowałaby tak samo. Narzekasz, że tyle zapłaciłeś i należy Ci się coś lepszego? Lepiej ciesz się kanapką, bo Twoi znajomi w sąsiednim samolocie dostali tylko wodę.

Wreszcie po długim locie samolotem, który niczym nie przypomniał tego z reklam znanych linii lotniczych, docierasz do hotelu i zaczynasz jęczeć. Bo czemu ten hotel jest tak daleko od lotniska? Czemu z mojego pokoju nie widać plaży? Czemu mam do basenu aż 50 m? Czemu na śniadanie jest tylko 15 rodzajów pieczywa, a nie ma mojego ulubionego razowego? I przede wszystkim, jakim prawem dostaję tak niewiele mimo że przecież „klient nasz pan” i jak płacę to mogę wymagać?

Po tygodniu w luksusie, który dla Ciebie wcale nie okazał się szczytem marzeń, wracasz do domu i na pytanie podekscytowanych znajomych „Jak było?” opowiadasz o wszystkich wadach hotelu, oszukiwaniu przy ręcznikach, niedogotowanej fasolce i pyłku kurzu na podłodze w pokoju. Płacisz i wymagasz, według Ciebie to prosta zasada.

W tym samym czasie inna osoba stwierdza spontanicznie, że za 3 dni jedzie na wakacje do Chorwacji pod namiot. Kupuje jedzenie w słoiczkach, trochę zupek z kubka i zapasy makaronu, po czym, zabrawszy niezbędne minimum, wsiada w auto. Na miejscu 3 h jeździ od campingu do campingu, bo nigdzie nie mam miejsca. W końcu znajduje idealną lokalizację niedaleko plaży i to za połowę ceny. W międzyczasie łamie jej się rozkładane wysłużone krzesło i przez resztę wyjazdu siedzi podczas posiłków na murku. Toną jej okularki do pływania, podczas popołudniowej ulewy wylewa z namiotu wodę plastikową szufelką w samym stroju.

Którejś nocy przychodzi burza i w jej namiocie nagle pojawia się 20 cm stojącej brunatnej wody, zalewającej wszystko co było na ziemi. Ta osoba stoi pół godziny w samej piżamie z nogami w tej lodowatej wodzie, czekając aż przestanie padać grad, po czym pół dnia myje namiot i cały ekwipunek. Jakby tego było mało, w drodze powrotnej stoi 3 h na autostradzie, nie zdąża przed zamknięciem austriackich sklepów, błądzi 2 h w środku nocy po czeskich wioskach, bo GPS zwariował, a następnie jedzie w gęstej mgle i deszczu po najgorszych serpentynach.

Taka osoba wraca z wakacji pełna emocji. Myśli sobie, że dawno nie była na tak ekscytującym wyjeździe i potrafi godzinami opowiadać o miejscach, które widziała, o smaku zwykłej bułki z lokalnej piekarni czy zachodzie słońca.

Bo ludzie to proste istoty: ich poziom szczęścia jest bardzo często odwrotnie proporcjonalny do ilości wydanych pieniędzy. Taka zwykła fizyczna zależność ;)

5 Star hotel vs. 5 bliilion star hotel?

DSCF0182       IMG_0106