Monako. Jeszcze 2 lata temu nie miałam nawet orientacyjnego pojęcia o lokalizacji tego państwa. Ba, w zasadzie jeszcze pół roku temu nieustannie myliłam go z Andorą. W szkole jakoś pomijano temat tego niewielkiego państewka i jedyne informacje, jakie przypadkiem obiły mi się o uszy, to te, że można tam podziwiać góry, morze oraz wszelkie możliwe dobra luksusowe. Czy rzeczywiście?
Sam pomysł wycieczki do Monako pojawił się dosyć spontanicznie. Po długich i żmudnych poszukiwaniach miejsca na campingach w Ligurii, trafiliśmy do Sanremo, które okazało się być oddalonym od owego miejsca o niecałe 40 km. Perspektywa odwiedzenia kolejnego kraju wydawała się na tyle kusząca, że byliśmy w stanie przeboleć ponad 2 h w korku i niezliczoną ilość zakrętów :)
Trudno powiedzieć, jaki obraz Monako miałam przed wycieczką. Zapewne był on mieszanką elegancji z bogactwem i w moich wyobrażeniach nie różnił się za bardzo od widoków z Lazurowego Wybrzeża czy innych znanych miejscowości kurortowych.
Już sam wjazd do miasta bardzo mnie zaskoczył. Spodziewałam się niewielkiego miasta nad brzegiem morza ze sporych rozmiarów portem, tymczasem każdy kolejny zakręt przybliżał mnie do malowniczo wczepionych między góry a morze budynków. Choć Monako jest jednym z najmniejszych państw świata, to trzeba przyznać, że od strony Francuskiej wydaje się znacznie większe i wyniosłe. Wystarczy przekroczyć symboliczną granicę, a ni stąd ni zowąd wyrastają przed nami coraz to bardziej wystawne wille.
Problemem, z którym zmierzy się prawdopodobnie każdy przyjeżdżający do Monako autem, jest ograniczona liczba miejsc parkingowych. W związku z niedużą powierzchnią, parkingi przydzielone są zwykle do konkretnych budynków, a przyjezdni z zasady powinni kierować się do tych podziemnych. Nie warto wjeżdżać w boczne uliczki, prowadzą one zwykle do jeszcze bardziej wydzielonych miejsc, a ograniczone pole manewru utrudnia poruszanie się. Nie mniej jednak znalezienie miejsca z widokiem na port wcale nie jest niemożliwe ;)
Na pierwszy rzut oka miasto wydało mi się nieco surowe w swej formie. Wąskie uliczki i przydomowe kafejki, do których przyzwyczaiłam się we Włoszech, zastąpione zostały przez nowoczesne apartamenty, ruchliwe skrzyżowania czy liczne tunele, które ułatwiają poruszanie się wśród kolejnych ulic.
Nasze zwiedzanie miało charakter wybitnie niezorganizowany. Po lekkim zagubieniu w jednym z nadmorskich tuneli, skierowaliśmy się do Monte Carlo, najbardziej znanej dzielnicy miasta, w której znajduje się hazardowa mekka, czyli kasyno :)
Będąc w tym miejscu warto skierować się na taras widokowy, znajdujący się zaraz za kasynem, z którego można podziwiać panoramę ze sporą ilością eleganckich apartamentów a także okoliczny port.
Po podziwianiu jachtów z góry przyszedł czas na oglądanie łodzi z tej bliższej perspektywy. Udaliśmy się więc do głównego portu w Monako, w którym to podziwiać można takie właśnie cuda :)
Spacer zakończyliśmy nie gdzie indziej, tylko w lodziarni (lody mają trochę słabe w porównaniu z Włochami, to trzeba przyznać…). Po drodze do samochodu, minęliśmy jeszcze Klub Jachtowy Monako, przed którym stały takie właśnie cuda :)
Choć Monako jest dla mnie miejscem wyjątkowym (jubileuszowy, 25-ty kraj), to wydaje mi się, iż jedno popołudnie to wystarczająco dużo czasy, by poczuć klimat i zaspokoić ciekawość. Myślę, że następnym razem przyjadę tam dopiero wtedy, kiedy to mój jacht stanie w porcie, a ja będę mogła sączyć drinki z widokiem na morze ;)