Wchodzimy w pierwszą z brzegu uliczkę. Ku naszemu zdziwieniu, zaraz za zakrętem, rozdziela się ona na dwie kolejne. Wybieramy tą o bardziej stromym podejściu. Zmierzamy przed siebie bez konkretnego planu, mijając kolejne porcje bielizny powiewającej na wietrze ku uciesze właścicieli. Jedyne, czego chcemy, to chłonąć atmosferę jednego z najbardziej tajemniczych, a zarazem klimatycznych, włoskich miasteczek, jakim jest Ventimiglia.
Ventimiglia nie jest kolejnym miastem z serii “muszę tu przyjechać, bo piszą o niej w każdym przewodniku”. W ciągu kilku godzin zwiedzania jego zakamarków wiem, że turystów można było policzyć na palcach obu dłoni. I może właśnie ten spokój i brak komercji sprawiły, że Ventimiglia zrobiła na mnie aż takie wrażenie.
Warto zacząć od faktu, iż miasto składa się z dwóch części- jednej na terenie stosunkowo płaskim i drugiej na wzgórzu. Całość otoczona jest górami, które tylko dodają uroku i podkreślają walory miasteczka.
Pierwsza część Ventimiglia
Swoją wizytę w Ventimigilia rozpoczęliśmy w tej bardziej płaskiej części, będącej centrum kulturalno- zakupowym. Przywitał nas niemały tłum tubylców i brak miejsc do parkowania. Okazało się, że w centrum odbywał się targ ze świeżymi owocami, warzywami i kwiatami, gdzie toczyło się całe życie towarzyskie Ventimiglia. Nie mogliśmy sobie odmówić wędrówki wśród soczystych winogron i wiszących włoskich szynek ;)
Ventimiglia na wzgórzu
Po krótkim spacerze przenieśliśmy się do znacznie spokojniejszej części Ventimiglia. Po zostawieniu auta na parkingu (szok, mieli nawet sporo wolnych miejsc!), weszliśmy w pierwszą lepszą uliczkę i szliśmy przed siebie bez konkretnego celu.
Co ciekawe, uliczki były w zasadzie puste. Tylko raz na jakiś czas speszony mieszkaniec uciekał przed moim obiektywem ;)
Po wspinaczce wąskimi uliczkami ku centrum części położonej na wzgórzu, udało nam się trafić na prawdopodobnie jedyny punkt widokowy w okolicy. Miasto jest położone nad morzem w Zatoce Liguryjskiej, stąd też widok oczywiście na port ;)
Z punktu widokowego przeszliśmy dosyć prostą drogą do, zdawałoby się, centrum tej właśnie części Ventimiglia. Powitały nas zapach świeżego pieczywa, dochodzący z okolicznych piekarni, vespy stojące na wąskim poboczu i mała grupa mieszkańców prowadzących jakąś arcyangażującą rozmowę.
Główną uliczka tej części miasteczka przeliśmy do Katedry Wniebowzięcia NMP, powstałej pod koniec XI wieku. W środku spotkaliśmy bardzo sympatycznego księdza, który łamanym angielskim próbował opowiedzieć nad nieco na temat historii tego miejsca, a także wskazał drogę do krypt znajdujących się pod posadzką.
Po krótkim zwiedzaniu postanowiliśmy zejść nieco ze wzgórza, dzięki czemu trafiliśmy na okoliczną plażę. Co ciekawe, woda w tej zatoczce wydawała się wręcz błękitna!
Wycieczkę zakończyliśmy nie gdzie indziej, tylko w lodziarni, koło której prawdopodobnie przejdziecie w drodze do parkingu (gorąco polecam pyszne lody!). A mi w głowie pozostała tylko jedna myśl: “Ventimiglia jest miastem, w którym zdecydowanie warto się zgubić”.